czwartek, 30 czerwca 2011

autoportret z marzeniem

Pewnego dnia ,patrząc na moją Jarzębatkę poczułam nieodparte pragnienie ,aby ją wziąć  na kolana i pogłaskać.  Jak kota. Łatwo powiedzieć ,trudniej zrobić .Ale od czego jest deska ,pędzle ,farby i ręce .
Oto moje marzenie .Spełnione :-))))



Gwoli ścisłości dodam,że w marzeniu tym trochę się przypadkowo ;-) odmłodziłam. Piegów, z których jestem dumna ;-)    na nosie brak. Nie chciałam konkurować z kropkami Jarzębatki ;-)

piątek, 24 czerwca 2011

kwiat paproci


Od paru dni ciągnęło Maćka do lasu. A że to magiczny czas w roku ,postanowił poszukać czegoś na granicy światów .  Nie postąpił do końca  zgodnie z tradycją i nie poszedł do lasu  w nocy przepasany jedynie bylicą ( jak to robili jeszcze do niedawna śmiałkowie :-)  ) -cywilizacja odciska  jednak swoje piętno ;-).Szedł ,sobie szedł a tu nagle coś zamajaczyło w oddali .
 


podszedł bliżej 
 
 jeszcze bliżej
 
 i zupełnie blisko

 Stare legendy i podania głoszą ,że tam  ,gdzie  pojawia  się w Noc Świętojańską kwiat paproci  trzeba szukać skarbu. Maciek rozejrzał się dookoła .Między paprociami ujrzał całą polankę dorodnych poziomek





  Szybko  nazbierał cały duży słoik aromatycznych owoców. Chłopaki nie czekając na dodatki pałaszowali je całymi garściami.Starczyło jednak i na rodzinny pyszny deser :-)))



 

I tak sobie pomyślałam  ,czy to aby w tych naszych, pełnych chemii i GMO, czasach nie jest to   największy skarb ....

A co do naparstnic ,które "zagrały" rolę legendarnego kwiatu paproci - to przybyszki z Anglii. W Innej Bajce zadomowiły się na dobre. I w lesie i w ogrodzie . Wiadomo trzeba na nie  uważać, bo oprócz właściwości leczniczych (tu potrzeba wysokiej zielarskiej specjalizacji)    ,są trujące. Co nie przeszkadza leśnym skrzatom nakładać je we śnie ludziom na palce ,aby nie mogli pracować . A i lisy wykorzystują kwiaty naparstnicy - zakładając je sobie na łapki,aby móc bezszelestnie zakradać się do kurników .....

wtorek, 21 czerwca 2011

modelki

Kury fascynowały mnie od początku. To znaczy w dzieciństwie nie zdawałam sobie chyba do końca z tego sprawy. Spędzając czas u Dziadków na Kujawach ,bądź u drugiej Babci na Kaszubach zachwyt wywoływały we mnie małe żółte kurczaki no i oczywiście pyszne jajka. Im stawałam się starsza tym bardziej fascynował mnie świat kur, ich wewnętrzne struktury,podejście do życia , fakt ,że ciągle wyglądały jakby były bardzo oburzone na cały świat.No i te proporcje - mała głowa ,wielki zadek .Ekh... Moja zainteresowanie kurami zaczęło delikatnie  rozkwitać podczas pewnych wakacji w leśniczówce Znajomego,gdy siedząc pewnego dnia przed domem "grupowo" zaobserwowaliśmy ,że kury z leśniczówki zachowują się jakby startowały w zawodach albo na olimpiadzie. Wystarczyło tylko w odpowiednich miejscach narysować bieżnię , zrobić coś na kształt "piaskownicy" do skoku w dal , w miejscu mety wysypać ziarno i już byliśmy świadkami sportowej rozgrywki. Wszyscy bawili się świetnie .Najlepiej chyba kury - dumne,że są w końcu w centrum wydarzeń. Z tego co pamiętam złotą medalistką została kura o egzotycznie brzmiącym imieniu Oliwia...
Moje bardziej już świadome    zainteresowanie kurami rozbudził Maciek ,a właściwie referat ,który musiał napisać na pierwszym roku studiów,bodajże z zoologii .Tytuł brzmiał baaardzo interesująco "Życie seksualne kur" .I co się okazało ,że kurzy świat rządzi się swoimi ściśle określonymi regułami .Że  kury mają swoją hierarchię dziobania, że w stadzie może być praktycznie jeden kogut ,reszta "udaje" kury i mnóstwo innych bardzo ciekawych rzeczy ...

Gdy 14 lat temu zamieszkaliśmy na wsi ,najpierw nie było możliwości technicznych ,aby mieć swoje kurze stadko ,a potem o kurach jakoś zapomniałam. Aż pewnego razu podczas jarmarku w Węgorzewie Znajoma Malarka mieszkająca na wsi i malująca m.in. kury zdziwiła się "Nie masz kur? niemożliwe. To najlepszy antydepresant  i największa radocha w mieszkaniu na wsi" Później "swoje" dołożyły jeszcze inne Znajome Wielbicielki Drobiu i tak w zeszłym roku w Innej Bajce pojawiła się najpierw perliczka Apelonia z rodziną  ( jak nazwali ją chłopaki)






Radość nasza trwała dość krótko - nie wchodząc w szczegóły, małe perliczki straciły życie w paszczy drapieżnika. I Apelonia została sama. Smutno było patrzeć jak snuje się w pojedynkę .Wiadomo stado to stado .Gdy  jakiś czas  póżniej znaleźliśmy w  lokalnej gazecie ogłoszenie "sprzedam małe perliczki" nie zastanawialiśmy się długo  .Zadzwoniliśmy i umówiliśmy się na odbiór kilku perliczątek w kwoką pod .... komisariatem policji . Pan Policjant sprzedający nam drób okazał się ogromnym pasjonatem -rozmowa na temat  kurek  wszelkiej maści oka okazała się być wodą na młyn ;-) Jak fajnie ,że nawet w mundurze można znaleźć człowieka zakręconego na punkcie ptaków domowych.
Gdy przyjechaliśmy do domu wypuściliśmy całe towarzystwo i obserwowaliśmy co się będzie działo.Najpierw z pewną miną wyszła kura ,a za nią małe. Kurę  od razu  chłopaki ochrzcili   Rebeką - baaaardzo do niej to imię pasowało.

Rebeka z miejsca wprowadziła swoje rządy . Przyglądając się naszemu stadku od razu na myśl przyszedł mi skecz z podstawówki "Baba ze wsi ( w tę rolę wcieliła się oczywiście Rebeka ) i Baba z miasta ( tu elegancka i dystyngowana Apelonia pasowała jak ulał ;-). Po czasie jednak Rebeka nabrała troszeczkę perliczej gracji  ,a Apelonia przejęła trochę kurzego podejścia do życia.


I co się jeszcze okazało? Nasze koty zmieniły się PKP - czyli Pomorskie Koty Pasterskie






Niestety ,nawet w bajkach nie zawsze jest pięknie i kolorowo. Małe perliczki nie wytrzymały bardzo deszczowego lata, kilka ataków kani też przyczyniło się do smutnego faktu,że z całego stada została nam Rebeka. Przez tę samotność bardzo się z nami zżyła. Rano już od progu witała nas powitalnym "ko,ko,ko" . Gdy siadałam z kubkiem gorącej kawy na ławeczce ,zaraz przybiegała ,żeby ze mną posiedzieć .  Gdy za długo nie wychodziłam pukała zniecierpliwiona do okna pracowni .
Z wiosną Rebeka wypiękniała .Zrobiła się błyszcząca . Zaczęła znosić jajka .Najchętniej u Maćka w pracowni . No i rządziła całym podwórkiem .Koty uciekały przed nią z daleka ,nasz bokser Bazyl ,który nigdy nie wchodzi z nikim w konflikty, oddał jej  podwórko .Nawet  bernardynka Buba, dotychczasowy kurzy  wróg, pozwalała się Rebece zbliżać do miski ( dodam pustej ) . Niestety, to Rebekę zgubiło. Poczucie siły i władzy przypłaciła życiem. Bardzo nam było smutno. Postanowiliśmy już nie mieć więcej kur. Bo radości dużo ,ale i łez niemało.Na pożegnanie smutków  postanowiłam namalować Apelonię .Niech strzeże naszego domu i zostanie z nami ...

 

Minęło trochę czasu ,najpierw chłopaki zaczęli coś tam przebąkiwać o kurkach . Wkrótce do nich dołączył Maciek .Uległam i ja . I pewnego słonecznego poranka w Innej Bajce pojawiły się .... modelki.

 oto Włoszka o wdzięcznym imieniu Izabella  najbardziej lubiana przez chłopaków


ulubienica Maćka - wiecznie skrzywiona i oburzona Wrona


I moja faworytka Jarzębatka vel Marusia

Na początku leżały tylko i powolnym krokiem" wybiegowym" przechadzały się na swych krzywych nóżkach ,nie przestając się przy tym dotykać  Ot,syndrom klatki. Z dnia na dzień było jednak  coraz lepiej .


Przestały być agresywne ,zaczęły coraz  bardziej się od siebie oddalać . Gdy pierwszy raz opuściły wolierę nie wierzyły chyba własnym oczom ,że świat nie ma ograniczeń .Po dwóch tygodniach zmieniły się nie do poznania. Śpią na wysokim drapaku . To znaczy śpi Wrona z Włoszką ,bo Jarzębatka korzysta z dyskotek ,które odbywają się po sąsiedzku.
 

Ukróciliśmy jednak ten pociąg do rozrywki naciągając na górę woliery siatkę ,bo nasze kury latające się zrobiły .I rozgadane ,że ko.koo ;-)) Jak tylko pojawię się na podwórku zaraz do mnie lecą i nie muszę zaganiać ich do woliery. Po prostu wołam "Mooooodelki,dziewczyny,kurki  chodźcie" i grzecznie idą za mną gęsiego tzn.kurzego ;-)
I znowu  mogę   pić na ganku  poranną herbatę w żeńskim towarzystwie . A i inspiracji nowych pojawiło się co nie miara. Ale o tym innym razem ;-)





czwartek, 16 czerwca 2011

każdemu wolno kochać

...i właściwie na tym tytule mogłabym skończyć ,bo wszelkie rozważania w tej sprawie nie mają najmniejszego sensu .taaaa.......
Od dłuższego czasu od strony stawku słychać miłosne arie panów żab.  A żabie panie siedzą,słuchają i oceniają przyszłych kandydatów na ojców.Ciekawie ,że po śpiewie właśnie.


Po dokonaniu wyboru będą musiały biedaczki  przez trzy tygodnie  dźwigać na swych  zielonych plecach   wybranka  serca po to,  aby natura mogła "robić swoje".
Lecz zanim to nastąpi  przez 5 tygodni  panowie zapraszają na romantyczny koncert. Całą okolicę :-)
 Czasami wieczorami ,kiedy chłopaki  i kury już zasną , Maciek ,koty i ja zasiadamy wygodnie   na ławeczce pod dębem. Czasem z ciepłą herbatą ,czasem z   odrobiną wina ( napoje dotyczą homo sapiens rzec jasna ;-) ). Słuchamy kumkania i myślimy sobie po co wyjeżdżać po wysoką kulturę do miasta kiedy u nas jest tak muzykalnie .....

czwartek, 9 czerwca 2011

z wiatrem do Bydgoszczy ....

.... będziemy jechać ,bo 12 czerwca na bydgoskim Placu Rybnym odbędzie się XXI Jarmark Świętojański . Na miejskich kiermaszach bywamy nieczęsto . Ten jest wyjątkowy ,bo też wyjątkowe osoby go organizują . Z pasją ,z humorem i przymrużeniem oka . Co roku przebierają się na tę okazję ,czasami nie do poznania i mamy zagwozdkę czy wypada np. czarownicę pytać o sprawy organizacyjne , a damą dworu rozmawiać o lokalizacji stoiska .Taaa.... :-)))))))

*
 *          *

 Ostatnio było bardzo zdjęciowo i realnie dorzucamy więc  trochę realizmu magicznego ;-)
Tylko na rowerze można jechać z wiatrem we włosach , skrzydłami u ramion , słuchając śpiewu ptaków i szumu drzew .

 
Niektórzy  ,przyglądając się "Pędzącej z wiatrem" mimowolnie zaczynają nucić piosenkę Kayah & Bregovica "To nie  ptak"  :-))))))

piątek, 3 czerwca 2011

rąbek "tajemnicy"


podobno tylko w chaosie powstają rzeczy warte uwagi :-))) My też wyznajemy tę zasadę.Ciężko w idealnym porządku wymyślać nowe .Ciężko pracować w tzw. amoku,gdy trzeba wszystko odkładać na  "swoje" miejsce  .
I Maciek i ja mamy swoje oddzielne  miejsca do pracy w samotności .Tzn. Maciek pracuje w samotności i  często w hałasie ,moja samotność jest ,póki co , umowna ;-) Właściwie jakby spojrzeć "dogłębnie" to Maćka też - latem towarzyszą mu jaskółki ,które uwiły sobie gniazdka, "skrzeczą" kopciuszki  i śpiewają rudziki .Za oknem sąsiedzkie stado owiec i kobyłka  ( zwana przez nas jednorożcem ) .Co jakiś czas wpadają koty i chłopaki ukradkiem wynoszą narzędzia ;-) Tak to bywa ,gdy praca przeplata się z życiem domowym i odwrotnie :-)))

Tak kleją "się"  lustrzane ramy   

w lewym dolnym rogu rudy "nadzór" ;-)

dębowa maszyna wykonana przez Maćka ,a w jej tle mnóstwo starych desek ,krzywych gałęzi itp. ,bo nigdy nie wiadomo co do czego może pasować idealnie ;-)

i trochę warsztatowych "detali"

zadatki na  koty, ptaki i  pojemniki

a jak pomysłów brak ,Maciek pociera czarodziejską lampę ;-)