psiakom
i ludziom też.
Ale oczywiście SWOJE wymaga czasu ,wysiłku i pracy. Bez tego nie byłoby tej radości z każdego "odchaszczowanego" kawałka, z każdej odsłoniętej( i dzięki temu zamieszkałej )przez ptaki dziupli. Satysfakcji z nowo posadzonej rośliny i przestrzeni do biegania . Cieszy to bardzo ,dodaje sił i pozwala coraz bardziej się tu rozmościć....
I droga zaczyna coraz bardziej nadawać się do użytku codziennego ,Użytku,któremu powoli,powoli nie straszne wichry i burze ( no tu może nieco przesadziłam ,to będzie kolejny etap .Póki co po ulewnym deszczu pod dom podjechać się już da :-))) ) Wzbogaciło nam się za to słownictwo o słowa niezbędne -takie jak foska i peszle- bez nich w górach ani rusz!
Sprzątanie sprzyja niespodziankom - okazało się ,że przestrzeń ,którą wszyscy do tej pory brali za suszarnię jest w rzeczywistości ..... piecem chlebowym :-))))))) Na razie uczymy się i testujemy,ale mnie po nocach już śnią się chleby ,Marysine rogale ( które pieczone w takim piecu dopiero będą miały smak! ) i podpłomyki :-)
Pora wstawania nam się zmieniła na swoją beskidzką chyba ;-). Słońce nie pozwala leżeć długo w łóżko i o godzinie 5.00 (!) jesteśmy ,przynajmniej Maciej i chłopaki na nogach.
By dalej powoli,powoli oswajać coraz mniej już Nowe.....